- Czy ja naprawdę muszę z wami iść na ten mecz. Przyjeżdżam
do domu raz na pół roku i zamiast spędzić z tobą czas ciągasz mnie na jakiś
bzdurny mecz – westchnęłam zirytowana ściągając kurtkę i wieszając ją na
wieszak – naprawdę jestem zmęczona, spędziłam pół nocy w samochodzie, mogę
zostać w domu?
Kobieta stojąca naprzeciw mnie kręciła z niedowierzaniem głową. Jaka ze mnie wyrodna córka, jak mi przykro.
- Wiesz jakie to dla niego ważne. Ma zostać nowym sponsorem, dostał bilety, chce zaprosić tego siatkarza na obiad, więc proszę Cię pójdź z nami, dobrze? – tym razem to ona zaczęła wzdychać – wiesz ile osób chciałoby na ten mecz iść?
- Domyślam się. Wielkie tłumy i mam być wam wdzięczna, że zabierać mnie ze sobą, ale mamo… Nie mam piętnastu lat, tylko dwadzieścia pięć i naprawdę to chyba nie jest odpowiedni wiek do chodzenia z rodzicami na mecz – może to jej przemówi do rozsądku, zaczynało mi brakować argumentów. Chwyciłam walizkę i ruszyłam w stronę swojego dawnego pokoju.
- Jesteśmy rodziną do jasnej cholery Amelio i pomóż Andrzejowi załatwić ten kontrakt, dobrze? – nie odpuszczała i szła za mną. Jej wściekłość była coraz bardziej widoczna. Od kiedy wyprowadziłam się z domu sześć lat temu i postanowiłam studiować w Warszawie a następnie wyjechać do Berlina nie potrafiła się pogodzić z tym, że nie może już za mnie o wszystkim decydować i w jakikolwiek sposób wpływać na moje decyzje. Nasze relacje nigdy nie były… Zdrowe. Zbyt wiele złych rzeczy zdarzyło się w przeszłości bym mogła jej teraz odpuścić i pozwolić rządzić się. Czasy, kiedy mogła sobie na to pozwolić minęły bezpowrotnie.
- Że niby jak ja mam mu pomóc? Co niby zmieni moja obecność? – otworzyłam drzwi i byłam bliska tego, żeby zamknąć je jej przed nosem jednak nie odważyłam się tego zrobić bojąc się jej reakcji, która zapewne byłaby przesadzona i uniosłaby się tą swoją pieprzoną dumą, że ją znieważyłam i znowu by się nakręciła i znowu nie mogłaby przestać mówić.
- Po prostu bądź, masz cały dzień na odpoczynek a wieczorem z nami pojedziesz, dobrze? – spojrzała na mnie tym błagalnym spojrzeniem, którego nie znosiłam. Zawsze w ten sposób wymuszała na mnie wiele rzeczy wiedząc, że nie potrafię i nie jestem w stanie jej odmówić przez to spojrzenie.
- Dobrze, a czy teraz możesz wyjść? Muszę jeszcze zadzwonić w parę miejsc… Praca, rozumiesz – w ten jakże delikatny sposób wyprosiłam ją z pokoju i zamknęłam za nią drzwi, kiedy wychodziła na klucz zapewniając sobie w ten sposób spokój przez kilka następnych godzin.
Rozejrzałam się po swoim starym pokoju. Nic się tu nie zmieniło, wszystkie meble, nawet stare zeszyty pozostały na swoim miejscu nienaruszone, jakby przez ten cały czas, kiedy mnie nie było nikt tu nie wchodził, niczego nie ruszał. Do rodziców… Właściwie do mamy przyjeżdżałam raz, dwa razy do roku nigdy nie widząc sensu w zostawaniu na dłużej. Przyjeżdżałam z konieczności i poczucia obowiązku wobec matki, która była zazdrosna o moje kontakty z ojcem. Nigdy tego nie potrafiłam zrozumieć, kochali się, jednak tuż po moich narodzinach się rozstali a moja mama zmieniała mężów co kilka lat. Nadal mimo to wzdychając do taty. Każdy kolejny zaś jej mąż był bogatszy i starszy od poprzedniego. Kiedyś zapytałam się dlaczego nie jest z ojcem i powiedziała, że nie zapewniłby jej takiego poziomu życia do jakiego przywykła. Może w tym był jakiś sens. Nie bała się o przyszłość, pieniędzy miała pod dostatkiem i mogła zapewnić mi i sobie wszystko. Przy tym korzystała ze swojej urody i po prostu stale czuła się kochana, doceniana, adorowana. Miała takie życie jakie widziała w telewizorze pełne emocji, piękne, kolorowe.
Nawet nie zabrałam się za rozpakowywanie walizki, wyciągnęłam z niej jedynie luźny dres, kosmetyczkę i wpakowałam ją do szafy. Powinnam wziąć ciepły prysznic i wskoczyć do łóżka by odpocząć po tej długiej i męczącej nocy spędzonej za kółkiem. Zamiast tego jednak, nim skierowałam swoje kroki w stronę łazienki wzięłam się za przeglądanie swoich starych rzeczy. Tak wiele w moim życiu się zmieniło od tamtego czasu. Nawet nie wiedziałam, kiedy tak szybko zleciało te sześć lat, kiedy zaczęłam pisać pracę magisterską, koniec studiów, praca, instytut. Przecież jeszcze niedawno pisałam maturę…
Kobieta stojąca naprzeciw mnie kręciła z niedowierzaniem głową. Jaka ze mnie wyrodna córka, jak mi przykro.
- Wiesz jakie to dla niego ważne. Ma zostać nowym sponsorem, dostał bilety, chce zaprosić tego siatkarza na obiad, więc proszę Cię pójdź z nami, dobrze? – tym razem to ona zaczęła wzdychać – wiesz ile osób chciałoby na ten mecz iść?
- Domyślam się. Wielkie tłumy i mam być wam wdzięczna, że zabierać mnie ze sobą, ale mamo… Nie mam piętnastu lat, tylko dwadzieścia pięć i naprawdę to chyba nie jest odpowiedni wiek do chodzenia z rodzicami na mecz – może to jej przemówi do rozsądku, zaczynało mi brakować argumentów. Chwyciłam walizkę i ruszyłam w stronę swojego dawnego pokoju.
- Jesteśmy rodziną do jasnej cholery Amelio i pomóż Andrzejowi załatwić ten kontrakt, dobrze? – nie odpuszczała i szła za mną. Jej wściekłość była coraz bardziej widoczna. Od kiedy wyprowadziłam się z domu sześć lat temu i postanowiłam studiować w Warszawie a następnie wyjechać do Berlina nie potrafiła się pogodzić z tym, że nie może już za mnie o wszystkim decydować i w jakikolwiek sposób wpływać na moje decyzje. Nasze relacje nigdy nie były… Zdrowe. Zbyt wiele złych rzeczy zdarzyło się w przeszłości bym mogła jej teraz odpuścić i pozwolić rządzić się. Czasy, kiedy mogła sobie na to pozwolić minęły bezpowrotnie.
- Że niby jak ja mam mu pomóc? Co niby zmieni moja obecność? – otworzyłam drzwi i byłam bliska tego, żeby zamknąć je jej przed nosem jednak nie odważyłam się tego zrobić bojąc się jej reakcji, która zapewne byłaby przesadzona i uniosłaby się tą swoją pieprzoną dumą, że ją znieważyłam i znowu by się nakręciła i znowu nie mogłaby przestać mówić.
- Po prostu bądź, masz cały dzień na odpoczynek a wieczorem z nami pojedziesz, dobrze? – spojrzała na mnie tym błagalnym spojrzeniem, którego nie znosiłam. Zawsze w ten sposób wymuszała na mnie wiele rzeczy wiedząc, że nie potrafię i nie jestem w stanie jej odmówić przez to spojrzenie.
- Dobrze, a czy teraz możesz wyjść? Muszę jeszcze zadzwonić w parę miejsc… Praca, rozumiesz – w ten jakże delikatny sposób wyprosiłam ją z pokoju i zamknęłam za nią drzwi, kiedy wychodziła na klucz zapewniając sobie w ten sposób spokój przez kilka następnych godzin.
Rozejrzałam się po swoim starym pokoju. Nic się tu nie zmieniło, wszystkie meble, nawet stare zeszyty pozostały na swoim miejscu nienaruszone, jakby przez ten cały czas, kiedy mnie nie było nikt tu nie wchodził, niczego nie ruszał. Do rodziców… Właściwie do mamy przyjeżdżałam raz, dwa razy do roku nigdy nie widząc sensu w zostawaniu na dłużej. Przyjeżdżałam z konieczności i poczucia obowiązku wobec matki, która była zazdrosna o moje kontakty z ojcem. Nigdy tego nie potrafiłam zrozumieć, kochali się, jednak tuż po moich narodzinach się rozstali a moja mama zmieniała mężów co kilka lat. Nadal mimo to wzdychając do taty. Każdy kolejny zaś jej mąż był bogatszy i starszy od poprzedniego. Kiedyś zapytałam się dlaczego nie jest z ojcem i powiedziała, że nie zapewniłby jej takiego poziomu życia do jakiego przywykła. Może w tym był jakiś sens. Nie bała się o przyszłość, pieniędzy miała pod dostatkiem i mogła zapewnić mi i sobie wszystko. Przy tym korzystała ze swojej urody i po prostu stale czuła się kochana, doceniana, adorowana. Miała takie życie jakie widziała w telewizorze pełne emocji, piękne, kolorowe.
Nawet nie zabrałam się za rozpakowywanie walizki, wyciągnęłam z niej jedynie luźny dres, kosmetyczkę i wpakowałam ją do szafy. Powinnam wziąć ciepły prysznic i wskoczyć do łóżka by odpocząć po tej długiej i męczącej nocy spędzonej za kółkiem. Zamiast tego jednak, nim skierowałam swoje kroki w stronę łazienki wzięłam się za przeglądanie swoich starych rzeczy. Tak wiele w moim życiu się zmieniło od tamtego czasu. Nawet nie wiedziałam, kiedy tak szybko zleciało te sześć lat, kiedy zaczęłam pisać pracę magisterską, koniec studiów, praca, instytut. Przecież jeszcze niedawno pisałam maturę…
Wychodząc spod prysznica z przerażeniem przyglądałam się swojemu
ciału. To zawsze tak samo wyglądało. Od kiedy pamiętam nie potrafiłam patrzeć
na siebie bez tego wstrętu widocznego na twarzy. Brzydziłam się go. Byłam zbyt chuda, zbyt
niska. Całe ciało było poznaczone bliznami. Na plecy nawet nie dawało się
patrzeć. Z dziwną fascynacją palcami sunęłam po jednej długiej bliźnie, która
zaczynała się na brzuchu i przez bok wiła się na plecy. Okrutne dzieło sztuki.
Nie dane było mi nacieszyć się samotnością bo rozległo się
walenie do drzwi. Czyżby znowu matka?
Ignorując czyjeś niecierpliwe dobijanie się do drzwi zaczęłam się ubierać, mokre włosy owinęłam ręcznikiem i z niechęcią otworzyłam drzwi do pokoju. Jak mogłam przypuszczać za tym zamieszeniem stała moja matka.
Ignorując czyjeś niecierpliwe dobijanie się do drzwi zaczęłam się ubierać, mokre włosy owinęłam ręcznikiem i z niechęcią otworzyłam drzwi do pokoju. Jak mogłam przypuszczać za tym zamieszeniem stała moja matka.
- Tak mamo? – zapytałam przepuszczając ją w drzwiach.
- Pamiętasz, że wychodzimy przed dziewiętnastą?
- Pamiętam, że wychodzimy przed dziewiętnastą – kiwnęłam potulnie głową, na znak, że rozumiem i pamiętam.
- I ubierz się ładnie – zmierzyła mnie wzrokiem. Wyraźnie nie podobało jej się to, że po domu chodzę w dresie i nie potrafię tak jak ona przez dwadzieścia cztery godziny na dobę wyglądać perfekcyjnie.
- Idziemy tylko na mecz – przewróciłam oczami. Jednak nie zamierzałam się już z nią kłócić.
- Po prostu się ładnie ubierz, już sobie idę. Nie musisz mnie wyganiać – i tak jak się nagle zjawiła, tak samo szybko wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Która z nas była dorosła? Do tej pory nie miałam pojęcia.
- Pamiętam, że wychodzimy przed dziewiętnastą – kiwnęłam potulnie głową, na znak, że rozumiem i pamiętam.
- I ubierz się ładnie – zmierzyła mnie wzrokiem. Wyraźnie nie podobało jej się to, że po domu chodzę w dresie i nie potrafię tak jak ona przez dwadzieścia cztery godziny na dobę wyglądać perfekcyjnie.
- Idziemy tylko na mecz – przewróciłam oczami. Jednak nie zamierzałam się już z nią kłócić.
- Po prostu się ładnie ubierz, już sobie idę. Nie musisz mnie wyganiać – i tak jak się nagle zjawiła, tak samo szybko wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Która z nas była dorosła? Do tej pory nie miałam pojęcia.
Hej :)
OdpowiedzUsuńAj, póki co follow+ mówi, żeby obserwować mojego bloga.;) http://www.blogger.com/follow-blog.g?blogID=1327682211823257951 - To link do obserwowania Twojego :)
Przepraszam za kłopot :>
Pozdrawiam,
Tyler
Kurcze wiedziałam, że tego nie zmieniłam. Dzięki.
Usuń