Home O mnie Czytam Spam Obserwuj

t

Together, to be
Od dawna myślałam o umieszczaniu swoich opowiadań w internecie jednak chyba zawsze brakowało mi tej odwagi potrzebnej do założenia bloga. Ostatnimi czasy przeglądając różne strony natknęłam się na niezliczoną ilość naprawdę dobrych opowiadań poświęconych właśnie naszym siatkarzom. Nie pamiętam od kiedy kibicuję naszej drużynie, nie pamiętam od kiedy tak bardzo interesuję się siatkówką ale trwa to już kilka ładnych lat. Mam nadzieję, że starczy mi siły i entuzjazmu na prowadzenie tego bloga jak najdłużej.
Layout by TYLER

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział drugi
|
- Czy możesz mi z łaski swojej wyjaśnić dlaczego jeszcze nie jesteś gotowa? – zapytała wchodząc do pokoju bez pukania i przyglądając mi się z wymalowanym niezadowoleniem na twarzy.
- Mogę Ci to wyjaśnić  - odpowiedziałam szybko nie podnosząc się nawet z łóżka – pracuję – wskazałam głową na leżący obok mnie laptop.
- Amelio proszę – westchnęła i po raz kolejny zniknęła za drzwiami zamykając je za sobą.
Cały czas zastanawiałam się co było nie tak ze mną, co było nie tak z moją matką, że zachowywała się w taki a nie inny sposób. Z jednej strony czasami zachowywała się irracjonalnie, czasami zachowywała się nad opiekuńczo, czasami po prostu o mnie zapominała. Czasami miałam wrażenie, że nie chce dopuścić do siebie myśli o tym, że jestem dorosła i chce mnie chronić. Chronić jednak powinna była mnie lata temu a tego nie zrobiła. Może w ten sposób chce mi to wszystko zadośćuczynić? Wątpliwie. Z ogromny ociąganiem wstałam z łóżka i zaczęłam się szykować by chociaż ten jeden raz dać mojej matce to czego chciała, by nie miała powodów do narzekania. Odgrywałyśmy obie komedie swojego życia.
Godzinę później siedziałam już w przedpokoju czekając na nich aż wreszcie będziemy mogli pojechać na ten mecz. A później wrócić do domu. Służbowy telefon nawet zostawiłam w pokoju nie chcąc nikogo niepotrzebnie drażnić moimi ciągłymi rozmowami telefonicznymi, zdawałam sobie z tego sprawę, że to może drażnić i z pewnością drażniło.

Droga minęła dość szybko, nie pozwolili mi jechać swoim samochodem twierdząc, że tak po prostu będzie szybciej. Nie pamiętam kiedy siedziałam z tyłu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz siedziałam na miejscu pasażera, to było… Dziwne. Jedyne co mogłam robić to patrzeć przez okno i odpowiadać lakonicznie na ten potok pytań wylewający się z ust mojej matki i jej obecnego męża numer cztery.
Byliśmy godzinę przed rozpoczęciem meczu a i tak hala była już tak naprawdę pełna. Miejsca mieliśmy dobre, nawet bardzo dobre bym rzekła. Nie było żadnego problemu z dostrzeżeniem z tego miejsca wyrazu twarzy każdego zawodnika co było dość dziwne. Zresztą cała ta sytuacja była dziwna. Nie należałam do fanek sportu. Zdarzało mi się jedynie oglądać od czasu do czasu dla poprawienia humoru mecze reprezentacji polski w piłce nożnej, które były sterowaną komedią, cyrkiem na kółkach.  Siatkówka? To była jedna z wielu dyscyplin o których miałam zerowe pojęcie. Wiedziałam jedynie, że nasza drużyna jest dobra. Koniec, więcej informacji nie było mi potrzebne.
Oczywiście siedziałam razem z matką raz po raz z nią zamieniając słowo lub dwa podczas, gdy Andrzej zszedł i rozmawiał jednym z siatkarzy. To był chyba główny powód naszej obecności tutaj.  Na koniec rozmowy wskazał na nas, coś jeszcze dodał i wrócił, siadając między mną a matką.
- Po meczu jak będziemy wychodzić to podejdziecie ze mną jeszcze, dobrze? – skinęłam jedynie głową, prosząc jedynie o to by były to trzy krótkie sety w wykonaniu którejkolwiek z drużyn. Duchota, wrzaski, niecichnący szum wokół mnie. To nie były warunki do których przywykłam. Nienawidziłam takich sytuacji. Nienawidziłam tłumu. W połowie meczu w przerwie między drugim a trzecim setem matka jakby nagle sobie o czymś przypomniała, o czymś co ją bardzo zezłościło odezwała się na mnie po prostu wściekła.
- Możesz mi to wytłumaczyć? – zapytała wskazując na moją dłoń, a dokładniej na obrączkę na palcu.
- Przestań – warknęłam na nią. Nie chciałam w tym momencie, żeby wyciągała tego i żeby wszystko jak zwykle psuła.
- Minął już rok – odpowiedziała dosadnie akcentując ten rok. Skapitulowałam, sięgnęłam po torebkę, ściągnęłam obrączkę i wrzuciłam ją do najmniejszej z kieszonek. Po raz pierwszy od trzech lat nie miałam jej na palcu. To było dziwne uczucie. Chociaż może akurat w tej kwestii miała rację.
- Lepiej?
- Zdecydowanie – odparła jakby ucieszona tym, że zrobiłam to co ona chciała.


Po czterech setach Polacy wygrali a radość jaka zapanowała na hali wraz z ostatnim punktem była nie do opisania. To była eksplozja euforii w najczystszej postaci, która udzielała się wszystkim i cała moja złość, która kumulowała się od poranka teraz gdzieś się ulotniła, cieszyłam się razem z innymi.
Po meczu tak jak prosił Andrzej przy okazji kierowania się w stronę wyjścia jeszcze podeszliśmy do tego siatkarza o którym cały czas mówił. Ile to będzie znaczyło. Jakie to ważne, że będzie ich twarzą. Ile zyskają będąc sponsorami reprezentacji. Mówił o tym cały czas, więc można było przypuszczać, że było to cholernie ważne. W kilku krótkich słowach zaprosił go na obiad już całkiem prywatnie. Chciałam wyjść na zewnątrz, duchota panująca w środku była po prostu nie do zniesienia na dłuższą metę i kiedy zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia czyjaś dłoń mocno chwyciła mnie za ramię i zatrzymała.
- Co jest? – momentalnie obleciał mnie strach. Nienawidziłam kiedy ktokolwiek obcy mnie dotykał. Nienawidziłam… Bardziej pasowało stwierdzenie, że się boję dotyku innych osób.  Odwróciłam się chcąc dowiedzieć kto stoi za tym i z niedowierzaniem zauważyłam uśmiechającego się dość szeroko zawodnika z numerem dziewiątym, który do tej pory mnie nie puścił i nadal jego dłoń trzymała moje ramię, chcąc się jakby upewnić, że nie odejdę tak jak chciałam to zrobić przed sekundą.
- Przepraszam – powiedział wyraźnie zmieszany i puścił moją ręką widząc chyba strach w moich oczach – chciałem się jedynie zapytać czy będziesz na tym obiedzie o którym mówił twój ojciec.
- Ojciec? – zapytałam zdziwiona, jednak zaraz do mnie doszło, że po prostu może nie wiedzieć – to mój ojczym, czy będę? Nie wiem – wzruszyłam ramionami – kiedy tak właściwie Cię zaprosili?  - cała ich rozmowa tak naprawdę przeszła obok mnie i nawet nie wiedziałam o czym rozmawiali, jedyne czego byłam pewna to tego, że go zaprosił.
- Środa – odpowiedział szybko a ja zmieszana wbiłam wzrok w swoje buty. Co jest kurwa grane.
- Przyjechałam tylko na weekend – uśmiechnęłam się słabo, oczywiście szkoda mi go było, bo przecież będzie siedział z moją matką i ojczymem i tak naprawdę o czym on będzie mógł porozmawiać z tą dwójką starszych ludzi?
- Cóż… W takim razie szkoda. Nie przedstawiłem się  - i znowu to zmieszanie na twarzy, którego znowu nie mogłam zrozumieć. Dlaczego tak ciężko było mi zrozumieć ludzi? – Zbyszek – wyciągnął w moją stronę dłoń, która mogła być spokojnie dwa razy większa od mojej drobnej i chudej dłoni.
- Amelia – uścisnęłam delikatnie jego dłoń zaraz wyswabadzając się z jego uścisku.
- Naprawdę nic nie da się zrobić, żebyś była na tym obiedzie? –zapytał cały czas drążąc ten temat, który ja uznawałam za zakończony.
- Zdecydowanie nic nie da się zrobić – nawet nie zauważyłam, kiedy matka z Andrzejem odeszli i zostałam z nim sama, stojąc gdzieś z boku z dala od tłumu ludzi wylewającego się z hali na zewnątrz.
- Dlaczego? – dalej drążył, co za facet. Niemożliwy.
- Praca – odpowiadałam szybko raz po raz zerkając to na zegarek na przegubie to na wyjście.
- Zatrzymuję Cię, dajesz mi bardzo dosadnie do zrozumienia, że mam odejść. Tak więc do widzenia zapracowana Amelio – uśmiech z jego twarzy nie schodził a ja wyraźnie się speszyłam. Nie chciałam wyjść na niegrzeczną. A tak to po prostu wyglądało.
- Przepraszam, naprawdę chciałabym Cię uratować od obiadu sam na sam z tamtą dwójką, jednak muszę jutro w nocy wracać do Berlina i naprawdę nie dam rady być na tym obiedzie, miło było Cię poznać – uśmiechnęłam się na koniec całkiem ciepło i nawet nie czekając na odpowiedź z jego strony odeszłam. Idąc w stronę wyjścia odwróciłam się jeszcze raz bezgłośnie mówiąc przepraszam.
Cóż z pewnością wiele innych dziewczyn na moim miejscu oszalałoby ze szczęścia a ja do końca nie byłam pewna co ta dziwna rozmowa miała znaczyć i dlaczego mnie zatrzymał. To miał być zwykły obiad podczas, które zapewne Andrzej chciał się upewnić, że Zbyszek nie zrezygnuje w ostatniej chwili zostawiając ich z niczym, chociaż niby obiad miał być całkiem prywatny z daleka od interesów. Kiedy tylko wyszłam ze środka zauważyłam stojących obok przed samochodem mamę z Andrzejem. Czekali na mnie i specjalnie zniknęli, kiedy zaczęłam rozmawiać ze Zbyszkiem.
- Specjalnie mnie zostawiliście samą, prawda?  - zapytałam kiedy już siedzieliśmy i jechaliśmy w kierunku domu.
- Specjalnie – przyznała się matka, która jak myślałam stała za tym ich zniknięciem.
- Mamo  - westchnęłam wyraźnie zirytowana jej „troską”, jej „staraniami”.
- Przepraszam, to miły facet, chciał Cię poznać co miałam zrobić? – zapytała się siląc na ten głos biednej, skrzywdzonej kobiety, która nie miała innego wyjścia.
- Nie wiem – westchnęłam zirytowana – ale i tak dobrze wiesz, że wracam do Berlina i nie zostanę tutaj na dłużej  - przecież wiedziała o tym, co ona kombinowała.
- Tak, tak, tak wiem. Przepraszam – powiedziała cicho, jakby po raz pierwszy się zgodziła ze mną i przyznała się do błędu, chociaż po raz kolejny nie miałam pojęcia czy pod tym przepraszam nie kryło się coś więcej. A przypuszczałam, że tak było. 

2 komentarze:

  1. Przeczytałam pierwszy i drugi rozdział. Jak na razie bardzo podoba mi się to opowiadanie. Ciekawie się zapowiada;) Czekam na kolejny i pozdrawiam;)Zapraszam na XVI http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! I na pewno wpadnę. Będę miała lekturę na kolejną podróż ;)

      Usuń

« »