W chwilach ostatecznego lęku kocha się chyba każdego, kto
wtedy przy nas jest. Wystarczy, że jest blisko nas. Ktokolwiek to jest. Może ja
jeszcze nie kochałam. Jak można kochać
po wymienieniu kilkudziesięciu wiadomości? Jeśliby wydawało mi się, że kocham
po takim czasie to byłoby ze mną gorzej niż przypuszczałam. Było mi jeszcze
daleko do tego bądź co bądź ostatecznego uczucia. Nie było tęsknoty jedynie to
irytujące oczekiwanie. Nie było uczuć głębokich ale podekscytowanie, które
potęgowało irytację wywołaną… Oczekiwaniem. To czekanie było najgorsze.
Niecierpliwiłam się, nie mogłam znaleźć sobie miejsca i chodziłam z kąta w kąt
próbując przemówić sobie do rozsądku.
Jednak biorąc pod uwagę jak wyglądał ostatni rok w moim życiu ta
bliskość, która objawiła się właśnie w tym mailach była dla mnie ważna i
szybciej zaczynało mi zależeć niż powinno i szybciej się przywiązałam po dwóch
dniach o ironio.
Środa jednak nadejdzie prędzej czy później i nie ma takiej opcji, która pozwoliłaby przyspieszyć czas i sprawić, że środa nadejdzie zaraz, już teraz. Nadal pisałam z jak przypuszczałam Zbyszkiem pozwalając mu, żeby poznał mnie jeszcze lepiej o ile to możliwe poprzez wymienianie wiadomości. Pytał o wszystko a ja odpowiadałam bez zastanowienia. Czy wolę zimę czy lato. Dlaczego przeprowadziłam się do Berlina. Zadawał mnóstwo pytań dotyczących mojej pracy a ja po prostu odpisywałam cierpliwie wyjaśniając wszystko. Rozwodziłam się na tematy o których nigdy nie przypuszczałam, że będę dyskutować. Nie mówiłam za to ani słowem o swojej przeszłości zwłaszcza tej bolesnej o której ciężko mówić spokojnie. Nie wytłumaczyłam mu dlaczego na pytanie o to czego najbardziej się boję odpisałam, że boję się dotyku. To był jeden z wielu fragmentów mojego życia, który chcę wymazać z pamięć. Efektem tamtych zdarzeń właśnie był ten paniczny lęk przed dotykiem obcej osoby, na który reagowałam bardzo gwałtownie. I on nie drążył tego tematu, chyba zauważając, że nie chcę o nim rozmawiać.
Środa jednak nadejdzie prędzej czy później i nie ma takiej opcji, która pozwoliłaby przyspieszyć czas i sprawić, że środa nadejdzie zaraz, już teraz. Nadal pisałam z jak przypuszczałam Zbyszkiem pozwalając mu, żeby poznał mnie jeszcze lepiej o ile to możliwe poprzez wymienianie wiadomości. Pytał o wszystko a ja odpowiadałam bez zastanowienia. Czy wolę zimę czy lato. Dlaczego przeprowadziłam się do Berlina. Zadawał mnóstwo pytań dotyczących mojej pracy a ja po prostu odpisywałam cierpliwie wyjaśniając wszystko. Rozwodziłam się na tematy o których nigdy nie przypuszczałam, że będę dyskutować. Nie mówiłam za to ani słowem o swojej przeszłości zwłaszcza tej bolesnej o której ciężko mówić spokojnie. Nie wytłumaczyłam mu dlaczego na pytanie o to czego najbardziej się boję odpisałam, że boję się dotyku. To był jeden z wielu fragmentów mojego życia, który chcę wymazać z pamięć. Efektem tamtych zdarzeń właśnie był ten paniczny lęk przed dotykiem obcej osoby, na który reagowałam bardzo gwałtownie. I on nie drążył tego tematu, chyba zauważając, że nie chcę o nim rozmawiać.
Tak minął cały poranek wtorkowy i popołudnie wtorkowe i
wieczór wtorkowy a także noc wtorkowa podczas, której próbowałam się spakować i
położyć spać chociaż nad chwilę przed
kolejną podróżą do Katowic, by przypadkiem nie zasnąć w czasie podróży, by nie
spowodować wypadku i w ostateczności nie zakończyć swojego marnego życia na
niemieckiej autostradzie w czarnym Audi od ojczyma. To nie była wizja idealnego
końca mojego życia. Jednak nie miałam
ani jak się spakować, ani jak położyć. Przyrosłam wręcz do laptopa.
O piątej trzydzieści zmiękłam. Zasnęłam nie odpisując na
ostatnią wiadomość z laptopem na kolanach w fotelu. Rano przywitała mnie wiadomość wysłana o
szóstej.
Musiałaś zasnąć, znowu Cię zatrzymałem przed komputerem.
Przepraszam. Dzisiaj mnie nie będzie, napiszę jak tylko wrócę do siebie.
Uśmiechałam się do siebie czytając tą wiadomość. Coraz
więcej było dowodów na to, że to ze Zbyszkiem przez ten cały czas rozmawiałam i
cieszyło mnie to przeogromnie. Bo jednak wykazał sporo starań, żeby się jakoś
do mnie dobrać. Jakkolwiek to brzmiało, to jednak dobrał się do mnie i to z tej
strony z której nie spodziewałam się.
Rano chcąc wyrobić się na tą piętnastą wręcz w tempie
ekspresowym do walizki wpakowałam to co wpadło mi pod ręce i po szybkim
prysznicu już siedziałam w samochodzie kierując się w stronę drogi wylotowej z
Berlina.
Chcąc dojechać jak najszybciej po drodze złamałam
niezliczoną ilość przepisów, przekraczałam prędkość gdzie tylko się dało. Przy
okazji wypaliłam całą paczkę papierosów tuż przed granicą i nie chcąc tracić
czasu na zatrzymywanie się i kupienie nowej przez następne godziny odczuwałam
nikotynowy głód, którego nie znosiłam. Dopiero gdy zajechałam do Katowic
zatrzymałam się i kupiłam na stacji benzynowej dwie paczki na zapas, nie chcąc
doprowadzić do takiej sytuacji jaka miała miejsce dzisiaj.
Mama już czekała raz po raz wyglądając za mną przez okno, co
o dziwo mnie ucieszyło. Zaparkowałam swoje Audi na ulicy, zostawiając podjazd
wolny dla naszego gościa.
- Jesteś nareszcie. Już chciałam wydzwaniać do Ciebie gdzie się podziałaś –
nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyła moja rodzicielka wybiec z domu i w kilku
chyba susach dopaść do mnie – musisz się przecież przebrać, uszykować, kiedy
chcesz to wszystko zrobić – zmarszczyłam nos słysząc o tym jej szykowaniu się.
To nie mogło zwiastować niczego dobrego.
- Przestań, co Ci się nie podoba w moim obecnym stroju – spojrzałam na zwykłe dżinsy i jasny podkoszulek, które narzuciłam na siebie na kilka minut przed wyjazdem.
- Amelio jak zwykle żarty się ciebie trzymają, ale nie pozwolę, żebyś wyglądała jak pospolita dziewucha przy nim, no już, już chodź – i nie czekając na mnie skierowała się w stronę drzwi wejściowych odwracając raz po raz głowę i poganiając mnie gestem dłoni. To był jakiś koszmar. Chociaż jak się później okazało najgorsze miało być dopiero przede mną.
- Przestań, co Ci się nie podoba w moim obecnym stroju – spojrzałam na zwykłe dżinsy i jasny podkoszulek, które narzuciłam na siebie na kilka minut przed wyjazdem.
- Amelio jak zwykle żarty się ciebie trzymają, ale nie pozwolę, żebyś wyglądała jak pospolita dziewucha przy nim, no już, już chodź – i nie czekając na mnie skierowała się w stronę drzwi wejściowych odwracając raz po raz głowę i poganiając mnie gestem dłoni. To był jakiś koszmar. Chociaż jak się później okazało najgorsze miało być dopiero przede mną.
To co moja matka postanowiła zrobić ze mną było… Dziwne,
okropnie dziwne ale przy tym chyba naprawdę chciała, żebym chociaż raz dobrze
czuła się sama ze sobą. Mogłam uważać, że moja matka jest pusta, bo z pewnością
w jakiejś części to była prawda, ponieważ koncentrowała swoją uwagę głównie
jeśli nie tylko na wyglądzie, ale nie znałam innej kobiety, która tak dobrze
znała się na tym jak być właśnie tą kobietą. Była ucieleśnieniem wszystkich cech,
które ta idealna kobieta, przykładna powinna mieć. Nie była ani głupia, ani
infantylna, jednak miała coś takiego w sobie, że faceci nie mogli odwrócić od
niej wzroku bo emanowała tym wszystkim czym powinna, była jak ta bezbronna
księżniczka z tej cholernej wieży. Mężów zmieniała często i po każdym rozwodzie
nie miała problemu w znalezieniu następnego a żeby było jeszcze ciekawiej
każdego męża to ona porzucała, kiedy po prostu miała go dość, kiedy małżeństwo
się rozsypywało bo jednak związki z pracoholikami do najłatwiejszych nie
należą. I gdzieś tam w głębi ją za to podziwiałam, że potrafi to wszystko a ja
byłam totalnym jej zaprzeczeniem z czym długo nie mogła się pogodzić. Kilka
minut przed siedemnastą stałam w swojej sypialni przyglądając się sobie w lustrze.
Zmusiła mnie bym ubrała sukienkę co zrobiłam z ogromnym ociąganiem jednak jak
się okazało wcale ten ubiór nie zrobił mi krzywdy jak myślałam na początku.
Uwydatnił to co powinien był uwydatnić a wszelkie mankamenty w subtelny sposób
zakrył. Nie było widać ani jednej z moich szkaradnych blizn a to one zazwyczaj
stały na przeszkodzie, jeżeli chodzi o ubranie czegoś co odkrywało więcej ciała
niż zakrywało.
Zeszłam do kuchni chcąc jeszcze raz matce za wszystko
podziękować, jednak rozmawiała przez telefon. Więc czekając aż skończy
rozmawiać jeszcze kręciłam się wokół stołu w jadalni poprawiając jeszcze pewne
drobiazgi, gdy skończyła rozmowę wróciłam do niej pytając kto dzwoni bo minę
miała nie za ciekawą.
- Rodzice Jakuba dzwonili i pytali się czy przyjdziesz na
mszę, wiesz… Rocznica – zmarszczyłam brwi patrząc na mamę z niedowierzaniem.
- Skoro chodzi o mnie, dlaczego nie zadzwonili na moją komórkę? – zapytałam cicho, próbując nie denerwować się i zaraz nie wybuchnąć.
- Dobrze wiesz, że nadal mają do ciebie żal za to wasze małżeństwo i wiesz jakie mają zdanie o Tobie, mimo wszystko wypadało, żeby cię zaprosili i właśnie to zrobili – nie pozwoliłam jej nawet dokończyć mówić bo sama się wtrąciłam.
- I zrobili to zapraszając mnie przez ciebie tak? – westchnęłam zirytowana i usiadłam na krześle, próbując opanować natłok myśli, jaki teraz kłębił się w mojej głowie.
- Zapewne stwierdzili, że jeżeli zadzwonią do mnie i zaproszą cię przeze mnie to nie przyjdziesz i dobrze myśleli powinnaś ruszyć dalej – powiedziała zdecydowanie akcentując to, że mam ruszyć dalej i, że mam nigdzie nie iść.
- Mamo ja rozumiem, że uważasz, że rok żałoby to zbyt wiele, że wystarczyłby miesiąc, żeby zachować przyzwoitość, ale nie jestem tobą i na pewno pojawię się na tej mszy za Jakuba, rozumiemy się? – zapytałam nawet nie patrząc jej w oczy. Nie potrafiłam zrozumieć jej podejścia do tego wszystkiego. To nie był byle kto, nie zmarł mój chłopak, którego znałam tydzień, lecz mąż, najważniejszy facet w moim życiu a ona zachowywała się właśnie tak jakby to był byle kto.
- Nie mam obrączki, ruszyłam naprzód jeśli nie widzisz, bo właśnie tutaj przyjechałam i nie myśl, że nic nie wiem o Zbyszku i o tym, że dałaś mu namiary na mnie, ale błagam Cię w tej jednej kwestii po prostu się nie wtrącaj, dobrze? – nie pozwoliłam jej nawet odpowiedzieć bo roztrzęsiona, wspomnieniami, które nadeszły wraz z chwilą, gdy poruszyła temat Jakuba nie byłam w stanie ani dłużej siedzieć w tej kuchni. Bez słowa wyszłam, wyciągnęłam z kieszeni kurtki papierosy i zakładając byle jakie buty na nogi wyszłam przed dom chcąc w spokoju zapalić i uspokoić się przed przyjazdem Zbyszka. Nie spodziewałam się jednak tego, że już mógł tu być i kiedy podpalałam papierosa usłyszałam trzask zamykanych drzwi od samochodu i kilka chwil później pojawił się przede mną mężczyzna dla którego tak naprawdę tutaj przyjechałam.
- Skoro chodzi o mnie, dlaczego nie zadzwonili na moją komórkę? – zapytałam cicho, próbując nie denerwować się i zaraz nie wybuchnąć.
- Dobrze wiesz, że nadal mają do ciebie żal za to wasze małżeństwo i wiesz jakie mają zdanie o Tobie, mimo wszystko wypadało, żeby cię zaprosili i właśnie to zrobili – nie pozwoliłam jej nawet dokończyć mówić bo sama się wtrąciłam.
- I zrobili to zapraszając mnie przez ciebie tak? – westchnęłam zirytowana i usiadłam na krześle, próbując opanować natłok myśli, jaki teraz kłębił się w mojej głowie.
- Zapewne stwierdzili, że jeżeli zadzwonią do mnie i zaproszą cię przeze mnie to nie przyjdziesz i dobrze myśleli powinnaś ruszyć dalej – powiedziała zdecydowanie akcentując to, że mam ruszyć dalej i, że mam nigdzie nie iść.
- Mamo ja rozumiem, że uważasz, że rok żałoby to zbyt wiele, że wystarczyłby miesiąc, żeby zachować przyzwoitość, ale nie jestem tobą i na pewno pojawię się na tej mszy za Jakuba, rozumiemy się? – zapytałam nawet nie patrząc jej w oczy. Nie potrafiłam zrozumieć jej podejścia do tego wszystkiego. To nie był byle kto, nie zmarł mój chłopak, którego znałam tydzień, lecz mąż, najważniejszy facet w moim życiu a ona zachowywała się właśnie tak jakby to był byle kto.
- Nie mam obrączki, ruszyłam naprzód jeśli nie widzisz, bo właśnie tutaj przyjechałam i nie myśl, że nic nie wiem o Zbyszku i o tym, że dałaś mu namiary na mnie, ale błagam Cię w tej jednej kwestii po prostu się nie wtrącaj, dobrze? – nie pozwoliłam jej nawet odpowiedzieć bo roztrzęsiona, wspomnieniami, które nadeszły wraz z chwilą, gdy poruszyła temat Jakuba nie byłam w stanie ani dłużej siedzieć w tej kuchni. Bez słowa wyszłam, wyciągnęłam z kieszeni kurtki papierosy i zakładając byle jakie buty na nogi wyszłam przed dom chcąc w spokoju zapalić i uspokoić się przed przyjazdem Zbyszka. Nie spodziewałam się jednak tego, że już mógł tu być i kiedy podpalałam papierosa usłyszałam trzask zamykanych drzwi od samochodu i kilka chwil później pojawił się przede mną mężczyzna dla którego tak naprawdę tutaj przyjechałam.
- Cześć – przywitałam się z nikłym uśmiechem na twarzy, gasząc tak naprawdę
dopiero zaczętego papierosa.
- Co Ty… Co Ty tutaj robisz? – żadnego cześć, dzień dobry, jedynie szok malujący się na jego twarzy i to zdziwienie, które było bądź co bądź komiczne.
- Stoję – stwierdziłam dość szybko, w duchu śmiejąc się z jego reakcji na moją osobę.
- Miało Cię tu nie być – nadal stał kilka kroków ode mnie, lustrując mnie wzrokiem od stóp po czubek głowy.
- Przyjechałam – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy napawając się tym jego zdziwieniem i szokiem. O to przecież chodziło - może nie stójmy tak na dworze bo moja matka zdecydowanie dzisiaj pozbawi mnie głowy, chodź do środka. Kiedy był już za mną pochylił się i szepnął, że naprawdę pięknie wyglądam.
I z miejsca ruszyłam w kierunku drzwi , gdy tylko weszłam krzyknęłam dość głośno, że Zbyszek przyjechał i zaraz oboje, Andrzej z matką pojawili się w przedpokoju witając siatkarza zaś ja oddaliłam się wykorzystując to zamieszanie powstałe w wyniku jego przybycia.
Humor, który od rana mi dopisywał po tej krótkiej rozmowie z mamą i tym dziwnym jej telefonem nagle gdzieś runął i wcale zobaczenie Bartmana mi nie pomogło w powrocie do tamtego stanu. Było tak samo a może nawet gorzej bo jakiś durny głosik w głowie powtarzał w kółko, że właśnie zdradzam w jakiś sposób Jakuba a ja głupia w to wierzyłam. Dopiero głos mamy, że zaraz poda do stołu wytrącił mnie z transu w który popadłam i wróciłam do jadalni przepraszając za to, że tak znikłam i sztucznie się uśmiechając nie chcąc psuć tego wieczoru. Przez kilka następnych godzin Zbyszek głównie rozmawiał z Andrzejem a ja w nadziei na szybki koniec tego wieczora udawałam zainteresowaną ich dyskusją co jakiś czas odpowiadając na jakieś pytania tak naprawdę bez sensu. Dopiero na koniec, gdy mama wraz z ojczymem opuścili na moment jadalnię zostawiając nas samych bez ogródek Zbyszek spojrzał się na mnie i uraczył mnie tym spojrzeniem, któremu się nie odmawia.
- Co Ty… Co Ty tutaj robisz? – żadnego cześć, dzień dobry, jedynie szok malujący się na jego twarzy i to zdziwienie, które było bądź co bądź komiczne.
- Stoję – stwierdziłam dość szybko, w duchu śmiejąc się z jego reakcji na moją osobę.
- Miało Cię tu nie być – nadal stał kilka kroków ode mnie, lustrując mnie wzrokiem od stóp po czubek głowy.
- Przyjechałam – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy napawając się tym jego zdziwieniem i szokiem. O to przecież chodziło - może nie stójmy tak na dworze bo moja matka zdecydowanie dzisiaj pozbawi mnie głowy, chodź do środka. Kiedy był już za mną pochylił się i szepnął, że naprawdę pięknie wyglądam.
I z miejsca ruszyłam w kierunku drzwi , gdy tylko weszłam krzyknęłam dość głośno, że Zbyszek przyjechał i zaraz oboje, Andrzej z matką pojawili się w przedpokoju witając siatkarza zaś ja oddaliłam się wykorzystując to zamieszanie powstałe w wyniku jego przybycia.
Humor, który od rana mi dopisywał po tej krótkiej rozmowie z mamą i tym dziwnym jej telefonem nagle gdzieś runął i wcale zobaczenie Bartmana mi nie pomogło w powrocie do tamtego stanu. Było tak samo a może nawet gorzej bo jakiś durny głosik w głowie powtarzał w kółko, że właśnie zdradzam w jakiś sposób Jakuba a ja głupia w to wierzyłam. Dopiero głos mamy, że zaraz poda do stołu wytrącił mnie z transu w który popadłam i wróciłam do jadalni przepraszając za to, że tak znikłam i sztucznie się uśmiechając nie chcąc psuć tego wieczoru. Przez kilka następnych godzin Zbyszek głównie rozmawiał z Andrzejem a ja w nadziei na szybki koniec tego wieczora udawałam zainteresowaną ich dyskusją co jakiś czas odpowiadając na jakieś pytania tak naprawdę bez sensu. Dopiero na koniec, gdy mama wraz z ojczymem opuścili na moment jadalnię zostawiając nas samych bez ogródek Zbyszek spojrzał się na mnie i uraczył mnie tym spojrzeniem, któremu się nie odmawia.
- Co jest? - zapytał
cicho, nie spuszczając swoich oczu z moich.
- Nic, naprawdę nic – spuściłam wzrok i błądziłam nim gdzieś tak naprawdę tylko po to by chociaż w ten sposób uciec od niego na sekundę.
- Amelio – to jego Amelio w jednej chwili okropnie mnie rozczuliło i nie mogłam znaleźć żadnych słów na powiedzenie co tak naprawdę się dzieje – przecież widzę – dodał chwilę później ujmując delikatnie mój podbródek i unosząc twarz do góry tak by mógł spojrzeć mi w oczy.
- Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz – tym razem jednak zdołałam utrzymać ciężar jego spojrzenia. To był dokładnie ten sam facet, który od kilku dni zawładnął nie tylko moje myśli ale także skrzynkę odbiorczą.
- A napiszesz mi? – i w tym momencie na jego twarzy pojawił się ciepły, szeroki uśmiech, którego się nie spodziewałam. Myślałam, że będzie się wymigiwał od powiedzenia prawdy na temat ostatnich dni, równie dobrze mogłam sobie uroić, że to on stał za tymi wiadomościami a tu jak się okazuje po raz kolejny mnie zaskoczył. Sam się przyznał a na dodatek… Cholera jasna.
- To ty – gdzieś zniknęły te wszystkie ponure myśli i na twarz wkradł się nikły uśmiech.
- To ja, przepraszam, że nie napisałem od razu, że to ja, po prostu – westchnął i tym razem to on się zmieszał i uciekał ode mnie wzrokiem, zastanawiając się nad dobrą odpowiedzą – myślałem, że w ten sposób będzie nam łatwiej nawiązać kontakt, niż gdybym na starcie zaczynał od tego, że cześć jestem Zbyszek Bartman, jestem siatkarzem, tłumy dziewczyn na mecze przychodzi w koszulkach z moim nazwiskiem, to wcale nie pomaga wiesz?
- I masz mojego e-maila od mojej matki, tak? – zapytałam śmiejąc się już tym razem cicho z tej całej sytuacji.
- Mam od twojej matki, a dzisiaj miała dać mi twój numer, no ale nie wiem czy to aktualne – pokręciłam z niedowierzaniem głową, nie mogąc zrozumieć, kiedy zdołał ten adres od niej wziąć, bo przecież nie widzieli się po wyjściu z hali, no chyba że o czymś nie wiedziałam.
- Kiedy go dostałeś?
- Zaraz po meczu, gdy rozmawialiśmy napisała mi na kartce, niczego nie zauważyłaś bo błądziłaś gdzieś myślami stojąc z boku a powiedziała, że to najlepszy sposób, żeby się z tobą skontaktować– uśmiech z jego twarzy nie znikał a ja po prostu… Miękłam zupełnie.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Czyli nim ze mną porozmawiałeś już miałeś mój adres?
- Cóż rozmowa z tobą utwierdziła mnie tylko w tym, że dobrze zrobiłem – to mnie zaskoczyło, naprawdę. Jednak dalsza rozmowa nie miała już żadnego sensu bo wrócili z kuchni mama z Andrzejem przerywając nam rozmowę.
- Ja już się będę zbierał – powiedział Zbyszek, kiedy usiedli przy swoich miejscach i sam wstał, zasuwając za sobą krzesło.
- Ale dlaczego Zbyszku, jeszcze zaraz ciasto bym wyciągnęła – moja mama spojrzała na niego z tą swoją niezadowoloną, zawiedzioną miną i smutnymi oczami.
- Pani Elu z wielką przyjemnością bym został dłużej jednak muszę jeszcze wrócić do domu a droga długa, poza tym nie chcę nadużywać państwa gościnności – nie było mowy, żeby został na dłużej i zapewne nawet cała patera różnorakich ciast nie wpłynęłaby na jego decyzję.
- Cóż… To wielka szkoda, to był naprawdę miły wieczór. Amelio odprowadzisz Zbyszka do drzwi? – zapytała mnie, obdarzając przy tym spojrzeniem, które nie znało słowa nie.
- Tak, tak oczywiście – nie czekając na nic wstałam od stołu i razem ze Zbyszkiem, który jeszcze przez chwilę żegnał się z pozostałymi członkami mojej rodziny ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych.
- Nic, naprawdę nic – spuściłam wzrok i błądziłam nim gdzieś tak naprawdę tylko po to by chociaż w ten sposób uciec od niego na sekundę.
- Amelio – to jego Amelio w jednej chwili okropnie mnie rozczuliło i nie mogłam znaleźć żadnych słów na powiedzenie co tak naprawdę się dzieje – przecież widzę – dodał chwilę później ujmując delikatnie mój podbródek i unosząc twarz do góry tak by mógł spojrzeć mi w oczy.
- Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz – tym razem jednak zdołałam utrzymać ciężar jego spojrzenia. To był dokładnie ten sam facet, który od kilku dni zawładnął nie tylko moje myśli ale także skrzynkę odbiorczą.
- A napiszesz mi? – i w tym momencie na jego twarzy pojawił się ciepły, szeroki uśmiech, którego się nie spodziewałam. Myślałam, że będzie się wymigiwał od powiedzenia prawdy na temat ostatnich dni, równie dobrze mogłam sobie uroić, że to on stał za tymi wiadomościami a tu jak się okazuje po raz kolejny mnie zaskoczył. Sam się przyznał a na dodatek… Cholera jasna.
- To ty – gdzieś zniknęły te wszystkie ponure myśli i na twarz wkradł się nikły uśmiech.
- To ja, przepraszam, że nie napisałem od razu, że to ja, po prostu – westchnął i tym razem to on się zmieszał i uciekał ode mnie wzrokiem, zastanawiając się nad dobrą odpowiedzą – myślałem, że w ten sposób będzie nam łatwiej nawiązać kontakt, niż gdybym na starcie zaczynał od tego, że cześć jestem Zbyszek Bartman, jestem siatkarzem, tłumy dziewczyn na mecze przychodzi w koszulkach z moim nazwiskiem, to wcale nie pomaga wiesz?
- I masz mojego e-maila od mojej matki, tak? – zapytałam śmiejąc się już tym razem cicho z tej całej sytuacji.
- Mam od twojej matki, a dzisiaj miała dać mi twój numer, no ale nie wiem czy to aktualne – pokręciłam z niedowierzaniem głową, nie mogąc zrozumieć, kiedy zdołał ten adres od niej wziąć, bo przecież nie widzieli się po wyjściu z hali, no chyba że o czymś nie wiedziałam.
- Kiedy go dostałeś?
- Zaraz po meczu, gdy rozmawialiśmy napisała mi na kartce, niczego nie zauważyłaś bo błądziłaś gdzieś myślami stojąc z boku a powiedziała, że to najlepszy sposób, żeby się z tobą skontaktować– uśmiech z jego twarzy nie znikał a ja po prostu… Miękłam zupełnie.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Czyli nim ze mną porozmawiałeś już miałeś mój adres?
- Cóż rozmowa z tobą utwierdziła mnie tylko w tym, że dobrze zrobiłem – to mnie zaskoczyło, naprawdę. Jednak dalsza rozmowa nie miała już żadnego sensu bo wrócili z kuchni mama z Andrzejem przerywając nam rozmowę.
- Ja już się będę zbierał – powiedział Zbyszek, kiedy usiedli przy swoich miejscach i sam wstał, zasuwając za sobą krzesło.
- Ale dlaczego Zbyszku, jeszcze zaraz ciasto bym wyciągnęła – moja mama spojrzała na niego z tą swoją niezadowoloną, zawiedzioną miną i smutnymi oczami.
- Pani Elu z wielką przyjemnością bym został dłużej jednak muszę jeszcze wrócić do domu a droga długa, poza tym nie chcę nadużywać państwa gościnności – nie było mowy, żeby został na dłużej i zapewne nawet cała patera różnorakich ciast nie wpłynęłaby na jego decyzję.
- Cóż… To wielka szkoda, to był naprawdę miły wieczór. Amelio odprowadzisz Zbyszka do drzwi? – zapytała mnie, obdarzając przy tym spojrzeniem, które nie znało słowa nie.
- Tak, tak oczywiście – nie czekając na nic wstałam od stołu i razem ze Zbyszkiem, który jeszcze przez chwilę żegnał się z pozostałymi członkami mojej rodziny ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych.
- Było naprawdę miło – powiedział zakładając kurtkę i
czekając aż otworzę mu drzwi.
- Faktycznie – kiwnęłam głową i z powodu drżenia dłoni nie mogłam otworzyć kluczem zamkniętych drzwi, klęłam w myślach na czym ten świat stoi i Zbyszek zamiast przyglądać się moim nieporadnym próbą sforsowania zamka, zabrał klucze z moich rąk po czym sam je otworzył, oddając mi zaraz potem klucze.
- Tak więc… Dobranoc – powiedziałam stojąc w progu. To była jedna z najbardziej niezręcznych chwil w moim życiu. Oboje chcieliśmy wykonać jakiś krok do przodu, jednak żadne z nas nie potrafiło chyba go zrobić, niepewne co ta druga osoba tak właściwie czuje. Kiedy już byłam pewna, że się odwróci ruszy w stronę swojego auta i odejdzie podszedł jeszcze do mnie i złożył naprawdę delikatny pocałunek na moim policzku.
- Napisz mi później co tak zepsuło dzisiaj twój humor, dobrze? – szepnął mi wprost do ucha.
Kiwnęłam jedynie głową niezdolna do wyduszenia z siebie ani słowa. Dopiero, gdy miał już zamykać drzwi swojego samochodu i odjechać zdołałam się odezwać.
- Masz mój numer? – i zamiast doczekać się odpowiedzi zobaczyłam jedynie ten szeroki uśmiech, którym obdarzał mnie od początku dzisiejszego spotkania i bez słowa odjechał a ja głupia jeszcze przez kilka chwil stałam na boso na dworze wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał jego samochód.
- Faktycznie – kiwnęłam głową i z powodu drżenia dłoni nie mogłam otworzyć kluczem zamkniętych drzwi, klęłam w myślach na czym ten świat stoi i Zbyszek zamiast przyglądać się moim nieporadnym próbą sforsowania zamka, zabrał klucze z moich rąk po czym sam je otworzył, oddając mi zaraz potem klucze.
- Tak więc… Dobranoc – powiedziałam stojąc w progu. To była jedna z najbardziej niezręcznych chwil w moim życiu. Oboje chcieliśmy wykonać jakiś krok do przodu, jednak żadne z nas nie potrafiło chyba go zrobić, niepewne co ta druga osoba tak właściwie czuje. Kiedy już byłam pewna, że się odwróci ruszy w stronę swojego auta i odejdzie podszedł jeszcze do mnie i złożył naprawdę delikatny pocałunek na moim policzku.
- Napisz mi później co tak zepsuło dzisiaj twój humor, dobrze? – szepnął mi wprost do ucha.
Kiwnęłam jedynie głową niezdolna do wyduszenia z siebie ani słowa. Dopiero, gdy miał już zamykać drzwi swojego samochodu i odjechać zdołałam się odezwać.
- Masz mój numer? – i zamiast doczekać się odpowiedzi zobaczyłam jedynie ten szeroki uśmiech, którym obdarzał mnie od początku dzisiejszego spotkania i bez słowa odjechał a ja głupia jeszcze przez kilka chwil stałam na boso na dworze wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał jego samochód.
-------
Przegrali i jest mi z tego powodu okropnie przykro.
Wreszcie na boisku Bartman, Kubiak, Drzyzga. Wszystko było, żeby nam wyszło - może poza Winiarskim którego dopadła kontuzja.
Jednak wierzę, że forma przyjdzie na mistrzostwa i tym razem wygramy. Panowie jednak zostawili kawał serca na boisku i to było widać, walczyli do końca. Ostatni punkt? To była kpina.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze a ten post dłuższy niż poprzednie, za ten brak rozdziału wczoraj.
Fajnie,że taki długi;) Czyli to jednak Zbyszek do niej pisał;) Wszystko się wyjaśniło i super:) Czekam na kolejne ich rozmowy:) Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńa ja wciąż słyszę jego głos przy każdym dialogu... xd
OdpowiedzUsuńJa też <3
UsuńKtoś niedługo stwierdzi u nas jakąś chorobę.
najwyżej wylądujemy w jednej sali <3
Usuńnie miałam czasu do tej pory, ale już mam i czytam!:)
OdpowiedzUsuńu mnie od wczoraj już 2 jest :)
http://uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com/ :)
i tutaj nowy :)
http://siatkarskielovestory.blogspot.com/
więc juz przeczytałam, iiii fajnie się rozwija :)
Usuńczekam na dalszy ciąg, zobaczymy co będzie w tych rozmowach ich :)
całuje :*
Właśnie lecę nadrabiać zaległości. Ostatnie dni to całkowite wariactwo. Cieszę się, że Ci się podoba! <3
UsuńCześć, cześć :) Zapraszam na nowy rozdział : http://nowonlyliveforyou.blogspot.com/ :) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Amelia dobrze dogaduje się ze Zbychem :D A taka relacja polegająca głównie na pisaniu wiadomości wydaje się być naprawdę intrygująca. Mam nadzieję, że w przyszłości wyniknie z tego coś więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
gorzka-prawda-rozczarowan.blogspot.com/
Będą się dogadywać, będą. A patrząc na to co mam w głowie to obiecuję! Nie będzie nudno i przewidywalnie!
UsuńRównież cieeepło pozdrawiam <3