Obiecałam, że napiszę do niego i zaraz po tym jak zamknęłam
za nim drzwi bez słowa zamknęłam się w swoim pokoju chcąc w ciszy i spokoju
dojść do ładu sama ze sobą i… Napisać do niego.
Nigdy wcześniej z nikim o tym nie rozmawiałam, nikomu tak naprawdę jeszcze nie powiedziałam tak naprawdę wszystkiego. Mamie? Nie potrafiłam rozmawiać z nią szczerze o swoich uczuciach wiedząc jakie ona ma podejście a wszyscy inni bliscy obchodzili się ze mną jak z jajkiem w tej kwestii i nie mogłam liczyć na żadną szczerość w tym przypadku z ich strony. Miałam jedynie nadzieję, że Zbyszek nie będzie tak jak reszta i nie zacznie się nade mną z tego powodu litować.
Nigdy wcześniej z nikim o tym nie rozmawiałam, nikomu tak naprawdę jeszcze nie powiedziałam tak naprawdę wszystkiego. Mamie? Nie potrafiłam rozmawiać z nią szczerze o swoich uczuciach wiedząc jakie ona ma podejście a wszyscy inni bliscy obchodzili się ze mną jak z jajkiem w tej kwestii i nie mogłam liczyć na żadną szczerość w tym przypadku z ich strony. Miałam jedynie nadzieję, że Zbyszek nie będzie tak jak reszta i nie zacznie się nade mną z tego powodu litować.
To nie jest przyjemna historia, to nie jest też łatwa
historia i z pewnością Tobie nie będzie łatwo czytać o facecie, którego nadal,
gdzieś tam w głębi kocham. Nie czytaj tego teraz, jeśli nie chcesz smutku. Nie
czytaj tego, jeśli jest Ci źle i pod żadnym pozorem nie żałuj mnie. To
najgorsze co może być. To nie jest jedyna rzecz, którą skrywam jednak jest to
jedyna rzecz o której nie boję się Ci powiedzieć.
W zasadzie w moim życiu nie było zbyt wielu facetów z
mojej i tylko mojej winy. Nie potrzebowałam ich, nie chciałam pchać się w
związki, bojąc się zranienia, rozstania tego wszystkiego co nieprzyjemne a
nieodłączne w związkach. Mając 19 lat wyjechałam z domu, żeby studiować w
Warszawie. Dość szybko dostałam stypendium, międzynarodowe wymiany i tak
naprawdę od kilku lat moje życie toczyło się na zmianę to w Berlinie to w
Warszawie. W Berlinie zaczęłam uczęszczać na praktyki do instytutu w którym na
obecną chwilę pracuję. No i tam poznałam Jego. Żeby było ciekawiej był moim…
Był moim przełożonym, którego od pierwszej chwili naprawdę polubiłam. Nie
chciałam się angażować, zresztą to byłoby niepoprawne i nie planowałam tego, że
się zaangażuję i zacznie mi zależeć. To przyszło z czasem, wtedy kiedy moja
pozycja w jakiś sposób się ugruntowała i miałam pewność, że nie będzie żadnych
durnych plotek, a te przecież pojawiają się zawsze. Zwłaszcza w takich
sytuacjach.
Był starszy i to sporo, bo równe 11 lat. Niby nic takiego, jednak dla wielu to jest nadal ogromna różnica, dla mnie też wtedy była ogromna i to było głównym powodem dla którego starałam się trzymać od niego z daleka. Nawet nie zauważyłam kiedy od zwykłego zauroczenia przeszło do czegoś więcej a w efekcie tego on mi się oświadczył i po dwóch latach wzięliśmy ślub w sekrecie przed całą rodziną, czego nadal nie wybaczyła mi ani moja matka, ani jego rodzice. Stwierdzili, że odebraliśmy im coś, czego nie da się zrekompensować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam ani o chorobie Jakuba ani o tym, że nie za wiele życia mu pozostało.
Był starszy i to sporo, bo równe 11 lat. Niby nic takiego, jednak dla wielu to jest nadal ogromna różnica, dla mnie też wtedy była ogromna i to było głównym powodem dla którego starałam się trzymać od niego z daleka. Nawet nie zauważyłam kiedy od zwykłego zauroczenia przeszło do czegoś więcej a w efekcie tego on mi się oświadczył i po dwóch latach wzięliśmy ślub w sekrecie przed całą rodziną, czego nadal nie wybaczyła mi ani moja matka, ani jego rodzice. Stwierdzili, że odebraliśmy im coś, czego nie da się zrekompensować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam ani o chorobie Jakuba ani o tym, że nie za wiele życia mu pozostało.
Miał chore serce. Ukrywał to przed światem. Ukrył to przede mną. Wstydził się tego.
Dowiedziałam się, że jest chory
przypadkiem. Wyjechał na kilka dni, miał jakieś odczyty w Paryżu na zjeździe
jakichś naukowców czy czegoś takiego. Ja nie jechałam chcąc przygotować nasze
pierwsze wspólne święta. To było tuż przed Wigilią. Naszą pierwszą wspólną Wigilią.
Kupiłam choinkę. Mieliśmy spędzić we dwoje i następnego
dnia pojechać do moich rodziców a dzień
później do jego do Torunia. Sprzątałam jego pokój. Zebrałam leżące na podłodze
zapisane jego ręką notatki i chciałam schować je do szuflady jego biurka.
Szuflada była wypchana różowymi wydrukami elektrokardiogramów.
Miał w tej szufladzie ponad 360 elektrokardiogramów!
Wystawionych przez szpitale z większości miast w Polsce, Niemczech, duża część pochodziła z paryskiego
szpitala. Oprócz tego były tam wypisy z kilkunastu szpitali, rachunki za
leczenie w kilku językach, dwa stetoskopy, niewykorzystane recepty, skierowania
do klinik, diagnozy psychoterapeutów i psychiatrów, kopie oświadczeń o jego
zgodzie na zabiegi elektrycznego wyrównywania rytmu, igły do akupunktury,
napoczęte opakowania z tabletkami, wydruki stron internetowych dotyczących
arytmii i tachykardii.
Od 12 lat miał zdiagnozowaną napadową Arrythmia Absoluta.
Tylko w czasie, gdy ja go znałam miał wykonywanych w pełnej narkozie osiem
zabiegów kardiowersji czyli wyrównywania rytmu serca szokiem prądu
elektrycznego. Ostatnią kardiowersję robiono mu w Berlinie. Na dwa tygodnie
zanim odkryłam tę wypchaną wydrukami EKG szufladę. Miał tam jakiś odczyt,
pamiętam to bo potem powiedział mi, że musi coś pilnie załatwić i wyjechał na
dwa dni. Ataku musiał dostać w czasie odczytu…
Tylko to nie było tylko serce. To nie serce go zabiło.
Mięsak Ewinga, wiesz co to?
To taki paskudny nowotwór kości. Wszystkie najgorsze możliwości wyczerpał właśnie on. Nie tylko ten mięsak, dorwał się także do jej trzustki i wątroby. Dodaj do tego ledwie utrzymujące go przy życiu serce. I tak w ciągu kilku miesięcy pozostał z niego ledwie cień a ja… A ja zamieszkałam wręcz w szpitalu razem z nim. Ostatnie jego dni były kurewsko bolesne nie tylko dla mnie, bo wiedziałam, że go stracę. Ale także dla niego. To dla mnie walczył nawet wtedy, kiedy nie miał siły i jego organizm nie znosił każdej następnej dawki leków. Nadszedł nawet moment, kiedy to jemu było wszystko jedno a ja z egoistycznych pobudek namawiałam go na następne leczenie, następną terapię. Żadna z nich nie pomogła tylko tak naprawdę jeszcze bardziej go osłabiała i wyniszczała organizm do cna. Były momenty, kiedy nie miał sił ze mną rozmawiać, całe dnie leżał nieprzytomny w tym szpitalu a ja nie mogłam nic ale to nic zrobić. Najbardziej bolało mnie to, że walczył z chorobą dla mnie i to było chyba najgorsze co mogło mi się przytrafić. Świadomość, że jestem odpowiedzialna za te wszystkie jego cierpienia, przez które przechodzi wraz z każdą kolejną chemioterapią. Po ośmiu miesiącach w co nikt nie mógł uwierzyć, po ośmiu miesiącach 19 dniach i 11 godzinach od chwili w której weszłam do szpitala w którym leżał odszedł. Tak po prostu, po cichu, nawet nie zauważyłam kiedy powoli uchodziło z niego życie. Nie poszłam na pogrzeb, ani razu nie byłam na jego grobie tak naprawdę nie potrafiąc z tym wszystkim się pogodzić i normalnie funkcjonować po jego stracie. Pojutrze jest rocznica jego śmierci. To już będzie rok. Stąd to całe moje irracjonalne zachowanie. Przed twoim wejściem rozmawiałam właśnie o Jakubie z matką i cała się rozsypałam pod wpływem tych wspomnień.
Przepraszam, że Ci o tym mówię, przepraszam, że każę Ci to czytać i mówię Tobie o facecie, którego nadal kocham. To trochę durne, głupie i kompletnie nierozsądne z mojej strony. Tylko wiesz… Ufam Tobie i mam nadzieję, że to co przed chwilą przeczytałeś niczego między nami nie zmieni. Chciałam być z Tobą szczera. Chciałam byś wiedział na co się piszesz utrzymując kontakt ze mną.
To taki paskudny nowotwór kości. Wszystkie najgorsze możliwości wyczerpał właśnie on. Nie tylko ten mięsak, dorwał się także do jej trzustki i wątroby. Dodaj do tego ledwie utrzymujące go przy życiu serce. I tak w ciągu kilku miesięcy pozostał z niego ledwie cień a ja… A ja zamieszkałam wręcz w szpitalu razem z nim. Ostatnie jego dni były kurewsko bolesne nie tylko dla mnie, bo wiedziałam, że go stracę. Ale także dla niego. To dla mnie walczył nawet wtedy, kiedy nie miał siły i jego organizm nie znosił każdej następnej dawki leków. Nadszedł nawet moment, kiedy to jemu było wszystko jedno a ja z egoistycznych pobudek namawiałam go na następne leczenie, następną terapię. Żadna z nich nie pomogła tylko tak naprawdę jeszcze bardziej go osłabiała i wyniszczała organizm do cna. Były momenty, kiedy nie miał sił ze mną rozmawiać, całe dnie leżał nieprzytomny w tym szpitalu a ja nie mogłam nic ale to nic zrobić. Najbardziej bolało mnie to, że walczył z chorobą dla mnie i to było chyba najgorsze co mogło mi się przytrafić. Świadomość, że jestem odpowiedzialna za te wszystkie jego cierpienia, przez które przechodzi wraz z każdą kolejną chemioterapią. Po ośmiu miesiącach w co nikt nie mógł uwierzyć, po ośmiu miesiącach 19 dniach i 11 godzinach od chwili w której weszłam do szpitala w którym leżał odszedł. Tak po prostu, po cichu, nawet nie zauważyłam kiedy powoli uchodziło z niego życie. Nie poszłam na pogrzeb, ani razu nie byłam na jego grobie tak naprawdę nie potrafiąc z tym wszystkim się pogodzić i normalnie funkcjonować po jego stracie. Pojutrze jest rocznica jego śmierci. To już będzie rok. Stąd to całe moje irracjonalne zachowanie. Przed twoim wejściem rozmawiałam właśnie o Jakubie z matką i cała się rozsypałam pod wpływem tych wspomnień.
Przepraszam, że Ci o tym mówię, przepraszam, że każę Ci to czytać i mówię Tobie o facecie, którego nadal kocham. To trochę durne, głupie i kompletnie nierozsądne z mojej strony. Tylko wiesz… Ufam Tobie i mam nadzieję, że to co przed chwilą przeczytałeś niczego między nami nie zmieni. Chciałam być z Tobą szczera. Chciałam byś wiedział na co się piszesz utrzymując kontakt ze mną.
Amelia.
Płakałam pisząc to. Każde słowo było wyzwaniem. Każde
wspomnienie, które przywoływałam pisząc to ciosem i to cholernie bolesnym.
Jednak myśl, że wreszcie przed kimś się otworzyłam i powiedziałam o tym
wszystkim pomagała w pisaniu i wylaniu wszystkiego co się kłębiło we mnie od
kiedy dowiedziałam się o chorobie Jakuba, od kiedy stałam się stałym gościem w
szpitalu. Zastanawiałam się nie raz co ja takiego musiałam uczynić, że całe
moje życie było pełne nie tylko cierpień fizycznych bo do tych z czasem się przyzwyczaiłam
tak samo jak do tych blizn, które mi pozostały po tym. Było to częścią mnie i
musiałam to zaakceptować. Ale nie dość, że w ten sposób zostałam doświadczona
to potem odebrano mi osobę, którą kochałam zadając taki cios przed którym nie
da się uchronić, obronić. Cierpienie było integralną częścią mnie jak się
okazuje.
Nie czekałam już na odpowiedź od Zbyszka, nawet nie
liczyłam, że taka się dzisiejszego wieczoru pojawi. Bez przebierania się, bez
niczego zakopałam się pod kołdrę chcąc jak najszybciej zasnąć. Jedynie
podświetlony ekran komórki nie pozwalał mi tego zrobić po którym sięgnęłam z
ociąganiem. Jedna nowa wiadomość od nieznanego mi kompletnie numeru. Domyślałam
się kto to mógł być.
Śpij dobrze i nie zamartwiaj się, cokolwiek to jest,
będzie lepiej.
Patrząc na tego smsa po raz kolejny nie mogłam
opanować napływających do oczu łez. Cholera jasna, co się ze mną działo. Jeżeli
chciał w jakiś sposób mnie zdobyć, to miał mnie całą. Przez ostatni rok ludzie
troszczyli się o mnie, to jasne. Traktowali jak jajko, tematu Jakuba nie
poruszali robili wszystko, żebym mogła żyć w bańce mydlanej. Jednak nikt tak
naprawdę nie zatroszczył się o mnie jako o mnie. Wszystko chyba to co robili
było podyktowane strachem, żebym niczego głupiego sobie nie zrobiła. Zapewne
też bali się mnie i tego jak te wszystkie doświadczenia mnie zmieniły. Nikt
jednak nie zainteresował się mną tak jak zrobił to Zbyszek za co byłam mu
niezmiernie wdzięczna i nie wiedziałam nawet jak w takim sposób mogłabym mu się
odwdzięczyć. To było naprawdę wiele dla mnie. --------------------
Tyle pozytywnych komentarzy! Dziękuję, dziękuję wam za te wszystkie pochlebne opinie. Aż chce się dla was pisać. Dzisiaj rozdział wyjaśniający chociaż odrobinę przeszłość Amelii, jednak to nie wszystko co się tam w niej tak naprawdę kryje. Jeszcze sporo mi zostało asów w rękawie, żeby uprzykrzyć jej życie jeszcze bardziej. Przyznaję jestem sadystką jeśli chodzi o główne postaci :D
A ten post i w sumie całokształt inspirowany twórczością J.L Wiśniewskiego, który naprawdę potrafi pewne czułe struny poruszyć w taki sposób, że nie da się nie czasami nie płakać.
Znów pierwsza???? No to teraz już trochę o naszej Amelii tzn.jej przeszłości. Fajny rozdział, czekam jak zawsze na kolejny i pozdrawiam serdecznie;)
OdpowiedzUsuńNo znowu pierwsza, mam stałego czytelnika ;)
UsuńDziękuję za te wszystkie twoje miłe komentarze od samego początku i też ciepło pozdrawiam ;)
To wszystko jest tak prawdziwe... Pięknie to wszystko opisujesz!
OdpowiedzUsuńKurde :C
OdpowiedzUsuńTrochę dziewczyna przeszła i naprawdę jest mi jej szkoda. Mam nadzieję, że teraz Zbych spełni swoją powinność i odpowiednią ją wspomoże :> W końcu rok to bardzo krótki okres czasu na pozbieranie się po takich przeżyciach...
Pozdrawiam :*
Zbych da radę, dzielny facet z niego z Amelią nie da sobie rady?
UsuńTeż ciepło pozdrawiam <3